Kraków
+48 503 164 521, 12 444 77 29
biuro@imageline.pl

"Nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa, znowu wyruszyć w drogę, przejść od lęku do nadziei”.

I tak mi się ta ścieżka spodobała, że nią podążam - mówi Anna Maruszeczko

27.05.2011 admin Wywiady

Aniu, 34 historie kobiet na zakręcie opowiedziane w programie TVN „Style”… Kto wpadł na pomysł, aby te historie wydać w formie książki ?

Propozycja przyszła z zewnątrz, od szefowej wydawnictwa TRIO, „Bogdy” Radziwon. To ona wymyśliła (śmiech). Mam wobec niej dług wdzięczności, bo ta książka i wszystko wokół niej, to bardzo ciekawe życiowe doświadczenie, powiedziałabym nawet, że prezent od losu. Ale zawsze zastrzegam, że nie pisałam jej sama, tylko razem ze swoimi bohaterkami.

Książka nie mogła być przepisaniem historii z ekranu „jeden do jednego”. To byłoby nieczytelne. W telewizji liczy się obraz i historia z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Nie ma czasu na mówienie o wewnętrznej przemianie, nie ma czasu na refleksje czy tak zwane imponderabilia. Tak więc, gdy pojawiła się propozycja napisania książki, pomyślałam sobie: „Super! Przywrócę do łask wszystko to, z czego z bólem serca musieliśmy rezygnować na montażu”. Program trwał 22 minuty, a filmowanie dwa – trzy dni.

No tak, ja miałam wrażenie, że kręcimy Qvo Vadis. (śmiech)

Śmiałyśmy się, że kręcimy brazylijskie seriale. Pamiętasz? Ale wracając do książki – rozpoczęła się benedyktyńska robota przy rekonstrukcji „wyjściowych” wywiadów, kolejne długie uzupełniające rozmowy tete a tete, przez telefon, w sieci…
Ale byłam szczęśliwa. „Bogda” już na pierwszym spotkaniu oznajmiła mi, że sama jest kobietą na zakręcie, ale że walczy, wychodzi na prostą po śmierci męża, założyciela wydawnictwa… Wtedy chyba najmocniej do mnie dotarło, że robimy coś ważnego i potrzebnego, że program jest odbierany tak, jak sobie założyłam.

A co sobie założyłaś?

Nie chciałam epatować nieszczęściami. W tych historiach miał być jakiś zakręt, czasem wstrząs, upadek, uderzenie, jakiś kopniak w serce, ale…

…jakaś reakcja?

Tak, dokładnie!

…że nagle inne kobiety, po obejrzeniu programu, zaczną pisać maile… Pamiętam, że po programie z moim udziałem dostawałam setki maili od nieznajomych kobiet z opisem ich zakrętów. To była fenomenalna siła tego programu.

Przypomina mi się ostatnie spotkanie autorskie w Warszawie „Na Zielnej”. Przyjechało 8 moich bohaterek! Wzruszyłam się prawie do łez. Przyjaciółki, przyjaciółki przyjaciółek, koleżanki z pracy, kilku panów, w tym mój mąż, co wcale nie było takie oczywiste… (śmiech) W każdym razie mnóstwo świetnych, energetycznych kobiet. Czuło się moc.

Możecie założyć „Klub Kobiet już na prostej” ( śmiech)

Tak „Klub Kobiet po Zakręcie”. Tytuł książki może być trochę mylący. To nie jest książka o słabych kobietach. To jest wzmacniająca, antydepresyjna lektura o sile, kreatywności i wrażliwości kobiet, o tym, że „za zakrętem” może być ciekawsza droga.

Aniu, te bohaterki chciały opowiedzieć o swoich zakrętach, bo one już były w innym miejscu, po zakręcie…

Dokładnie tak. One miały to już za sobą. Udało im się wyjść z opresji. Podobnie było z Tobą, prawda?

Tak, ja opowiedziałam swoją historię, bo byłam już na prostej, bo pokonałam niejeden zakręt – rozpad małżeństwa, trudny wyjazd do Warszawy, chorobę syna. Opowiedziałam o trudnych chwilach z nadzieją, że może ktoś, kto właśnie walczy ze swoim zakrętem, usłyszy moją historię i zawalczy jak ja o swoje szczęście. Miałam przepracowane swoje trudne doświadczenia. Gdyby moja sytuacja nie była opanowana, to nie wiem, czy byłabym chętna do zwierzania się przed kamerą.

Otóż to. Myślę, że pozostałe moje bohaterki nie odważyłyby się o tym opowiedzieć w telewizji, gdyby nie uporały się już ze swoimi zakrętami i słabościami, gdyby rany nie były już zagojone. Ten program był zwieńczeniem ich ciężkiej pracy nad sobą, rodzajem autoterapii, potwierdzeniem, że są już w innym miejscu.

Agatko, pamiętam Cię przed nagraniami… Też miałaś mieszane uczucia. Powiedziałaś mi, że coś ci kazało napisać do redakcji, a potem przyszła myśl: „Matko, co ja robię, czy ja oszalałam?!” Jednak szybko przyszła druga myśl: ”A może akurat zobaczy mnie jakaś kobieta, która tkwi w „czarnej dziurze” i – tak jak ja kiedyś – nie wie, co zrobić? I może ja ją natchnę do zmiany?”
„No przecież właśnie uchwyciłaś sedno! O to nam chodzi” – odpowiedziałam Ci wtedy. Byłam Ci wdzięczna za Twój akces. Podziałałaś „widzkom” na wyobraźnię swoją odwagą.

Aniu, a jak reagowali na program mężczyźni?

Właściwie to nie wiem. (śmiech)

Bo ja wiem!

To opowiadaj…

No właśnie najczęściej pytali: „Po co Ci to było?”

Uhmmm… Po co? Żeby istnieć, żeby nie zwariować. Żeby oswoić problem, poczuć więź z innymi ludźmi. Muszę Państwu coś przeczytać, fragment lektury z pociągu pt. „Tańcowała żyrafa z szakalem”. To jest doskonała odpowiedź na pytanie, po co to mówienie o sobie, o swoich uczuciach. Posłuchajcie:

…jesteśmy tutaj, bo ostatecznie nie ma ucieczki przed samym sobą. Jak długo człowiek, zaglądając w serca i oczy innych ludzi, nie spotyka siebie, tak długo ucieka. Dopóki innym nie pozwala na dostęp do swego wnętrza, nie będzie czuł się bezpiecznie. Jak długo obawia się, że zostanie przejrzany, tak długo nie będzie mógł rozpoznać siebie ani innych i będzie samotny. Jeżeli nie w innych, to gdzie można znaleźć lustro?

To we wspólnocie człowiek może wyraźnie ukazać się sam sobie – nie jako olbrzym z własnych marzeń, czy karzeł ze swoich lęków, lecz jako człowiek, element większej całości, który przyczynia się do jej pomyślności. W takiej ziemi można zapuścić korzenie i rosnąć, już nie samotnie, jak w chwili śmierci, lecz pozostając przy życiu, będąc człowiekiem między ludźmi”.

Ta wymiana jest istotą rzeczy. Mamy sobie tyle interesujących rzeczy do opowiedzenia, tylko nie zawsze stać nas na szczerość. Poza tym brak nam wiary w siebie. Sylwia Strzeżek po autoryzacji wywiadu powiedziała: „Nie wiedziałam, że z tej Sylwii taka fajna babka”. (śmiech)

Aniu, a czy myślałaś sobie o tych kobietach, które są na zakrętach i nie znajdują sposobu na wyjście na prostą? Przecież takich kobiet jest mnóstwo, niestety.

Ty spotkałaś wspaniałe kobiety, które swoje zakręty bardzo umiejętnie pokonywały i przede wszystkim… samodzielnie. Oczywiście wokół była rodzina, najbliżsi, przyjaciele, ale to one musiały podjąć walkę.

Nie, nie nie. Nie od razu było tak dobrze. Gdy w naszym życiu dzieje się coś niechcianego, złego, to najpierw jest szok, opór, poczucie krzywdy, rodzą się pytania typu „dlaczego ja?”. A druga rzecz, to przekonanie, że ktoś nas musi uratować. Tymczasem prawda jest taka, że jeśli sami sobie nie pomożemy, to nic nas nie uratuje.

Oczywiście, sprzyjające gwiazdy, ludzie, okoliczności… – dobrze, jeśli są. Ale wracając do tego, co przeczytałam przed chwilą, to w nas musi się zrodzić ta myśl i ta chęć, że trzeba o siebie zawalczyć . W przełomowych momentach w naszym życiu jesteśmy zawsze sami, nawet jeżeli mamy przy sobie wspaniałego męża , na którego możemy zawsze liczyć, wspaniałych, kochających rodziców, którzy zawsze byli nam podporą…, to i tak w obliczu spraw najważniejszych stajemy zawsze sami.

Gdy się w końcu zrobi takie – tylko z pozoru smutne – odkrycie i weźmie się trzy głębokie oddechy, to wtedy jest łatwiej. Bohaterki „Kobiety na zakręcie” łapią tę logikę życia, a ja razem z nimi. (śmiech)

Z drugiej strony przypomina mi się historia Kingi Staszewskiej, której siostra sygnalizowała, że widzi coś nienormalnego, niepokojącego w jej relacjach z mężem. I choć Kinga nie reagowała, to siostra co jakiś czas wracała do tematu. W końcu przyszedł taki moment, gdy Kinga usłyszała… dotarło do niej, że stanęła nad przepaścią. I zaczęła mozolną walkę o siebie, która trwa do dziś. Być może gdyby nie siostra, wpadłaby do tej przepaści. A tak ma szczęśliwe życie.

Myślisz, że taką rolę w naszym życiu pełnią też przyjaciółki?

Tak, absolutnie tak. Po to je mamy. I dlatego o przyjaźnie trzeba dbać, nawet jeśli jesteśmy w permanentnym niedoczasie.

A Ty się przyjaźnisz?

Oczywiście. Są też takie znajomości czy przyjaźnie, które na chwilę stygną. Z różnych powodów. Często jesteśmy tak zmęczeni pracą, że marzymy, by się zamknąć w swoich czterech ścianach, a przecież jest jeszcze rodzina… I czasami już takie spotkania z koleżankami zaczynamy odbierać w kategoriach „niezałatwionych spraw”. Tak czy owak trzeba to pielęgnować, bo jak przyjdzie kryzys, to nie będzie do kogo zadzwonić. Gdy nie mam siły na koleżeńskie zobowiązania, to przypominam sobie „Seks w wielkim mieście”. Można się czepiać, że problemy mają wydumane, ale gotowość do służenia sobie ramieniem i czasem w chwilach życiowych zawirowań dziewczyny mają tam doprowadzone do perfekcji. (śmiech)

Aniu, Ty na pewno będziesz miła do kogo zadzwonić… Przypomniałaś historię Kingi, ale w książce jest 16 bohaterek, czy Ty masz swoje typy?

Nie mam, wszystkie historie lubię, znam je wszystkie na pamięć.

Ile pisałaś książkę?

Rok.

Ale napisałaś ją po dwóch latach od pierwszego odcinka „Kobiety na zakręcie”. Czy ten dystans był Ci potrzebny, żeby spojrzeć na te historie inaczej.

Oj tak, bardzo. Niektóre historie zupełnie inaczej zabrzmiały, w kilku historiach jest inne zakończenie, w wielu – są różne akcenty logiczne… Życie płynie, nie ma nic stałego. Z jednych zakrętów się wychodzi, pojawiają się nowe. Jesteśmy w ciągłym rozwoju. Na jednym ze spotkań usłyszalam: „Pani Aniu, my im częściej upadamy, tym szybciej się podnosimy”. (śmiech)

Aniu, Twoje bohaterki przeszły zakręt, jeden, dwa… a Ty bywasz kobietą na zakręcie?

Jak każdy. Tyle, że ja mam usłużną pamięć. Szybko zapominam, to co złe. Chociaż czasami warto pamiętać te mocne razy od losu. One są wskazówkami, drogowskazami, nauczkami. Z nich się bierze nasza życiowa mądrość. Ale wiem do czego pijesz… do wywiadu w „Twoim Stylu”…

Świetny wywiad i doskonała sesja. Rzadko bywasz w mediach, ale jak już się pokażesz, to w piśmie z klasą, gdzie można coś wartościowego poczytać. A właśnie, czy to świadoma strategia, że nie ma cię często w mediach? Pamiętam jedynie jeszcze sesję, jak pieczesz babki świąteczne z Marzeną Rogalską.

To była „ściemka”, myśmy nie upiekły tych wielkanocnych bab i mazurków, tylko nam upieczono.

A mi ślinka ciekła , jak oglądałam tą sesję kulinarną…

Nam też. Byłyśmy bardzo zaangażowane emocjonalnie, no i naprawdę chciałyśmy się nauczyć wypiekać te rarytasy pod okiem mistrzyni z Sheratona. Mieszałyśmy ciasto, podrzucałyśmy w górę, w dół, opowiadałyśmy o wielkanocnych tradycjach, co tylko chcesz?

A umiesz gotować ?

Tak, oczywiście. I lubię robić przetwory, nawet zimą robię dżemy pomarańczowe. Oj, jak to porządkuje w głowie! Robię coś konkretnego, efekt, żeby nie powiedzieć sukces, murowany. I ludzie szczęśliwi, bo słodkie… (śmiech) Polecam!

A potrafisz się złościć?

Jasne, ale staram się nie.

Umiesz kontrolować swoje emocje? Pytam nie bez przyczyny, stałaś się specjalistką od trudnych rozmów, ale te rozmowy z kobietami dały Ci też dawkę wiedzy, którą fantastycznie przekazujesz dalej w formie warsztatów „On i ona. Siła empatii”.

Dziękuję Kobieta i mężczyzna to dwa odrębne światy, stosujemy inne kody komunikacyjne, ale na szczęście czasami się dogadujemy. Mogłybyśmy zdecydowanie częściej, gdyby nam się chciało trochę pogimnastykować i poznać siebie nawzajem. Tymczasem zwykle poprzestajemy na stwierdzeniu, że jesteśmy inni i nic się z tym nie da zrobić. To straszna głupota, która kończy się rozwodem albo smutnym życiem obok siebie „na pół gwizdka”.

Warto czasami sięgnąć po książkę psychologiczną, zaliczyć jakieś warsztaty z rozwoju osobistego czy umiejętności interpersonalnych. Ja się „zapisałam” do „Dojrzewalni Róż” (dojrzewalnia.pl).

Nad związkiem trzeba trochę popracować, nauczyć się rozmawiać, nie oceniać, nie osądzać, nie mówić „Ty zawsze, Ty nigdy etc.” Moje bohaterki nauczyły mnie też, żeby nie „fokusować się” tylko na sobie, nie patrzeć na świat wyłącznie przez pryzmat swego ego. Wczujmy się czasem, wejrzyjmy w drugiego człowieka… Dajmy mu coś z siebie, wtedy my też dostaniemy.

Aniu, co tam poradniki, napisz swój…

Ja już nawet coś takiego stworzyłam. To jest e-book pt. „Uwolnij emocje. Elementarz uczuć”. Nie wymądrzam się tam, lecz znowu opisuję różne życiowe sytuacje i konsultuję z fachowcem. Możesz sobie to ściągnąć for free na www.uwolnij emocje.com.pl albo na www.virtualo.pl

To czekamy na ten poradnik, a ja Aniu chcę Cię jeszcze zapytać o to piękne określenie „południe życia”, którego już używam na określenie kryzysu wieku średniego – które z kolei jest okropne. (śmiech)

Ale to nie jest moje określenie. Wymyślił to facet, teolog, z myślą o mężczyznach (Jacques Gauthier: Kryzys wieku średniego).

A co się wtedy dzieje z nami, jak przychodzi to południe życia?

Można zgłupieć lub można zmądrzeć. (śmiech) Zaczynamy się coraz bardziej przejmować, że mamy coraz więcej siwych włosów, że pojawiają się zmarszczki, że jesteśmy coraz grubsze, że w pracy jest coraz więcej młodszych dziewczyn itd. Nie chciałbym tego trywializować, ale chyba wszystkie mamy takie myśli prędzej czy później. W tej książce było napisane, że te zmiany można zupełnie inaczej interpretować – jestem coraz starsza i coraz bardziej doświadczona…, swobodniejsza, więcej wiem i mogę służyć tą wiedzą innym ludziom… Warto skupiać się na tym, co mogę, a nie na tym, czego już nie mogę zrobić. Poza tym „nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa, znowu wyruszyć w drogę, przejść od lęku do nadziei”. I tak mi się ta ścieżka spodobała, że nią podążam. Chociaż… czasami pojawia się strach w oczach.

Ten spokój i dystans związany z południem życia, chyba łatwiej osiągnąć jak się mieszka z dala od wielkomiejskiego szumu?

Tak, jestem panią ze wsi, mieszkam nad Bugiem, na skraju lasu, na końcu świata. Tam jest baza. Jednak najprawdziwiej będzie, gdy powiem, że żyję w szpagacie między wsią a miastem. Czasami jest to trudne, szczególnie kiedy trzeba dużo podróżować. Jakoś logistycznie to już opanowaliśmy. Dobrze jest nie zamykać się w jednym świecie, w jednym kawałku rzeczywistości.

Moje koleżanki z fundacji kiedyś mnie przestrzegły: „Marucha, jeszcze za wcześnie na emeryturę w ogrodzie”. Więc jestem czujna, muszę mieć dostęp do miasta, do głównego nurtu życia.

Zapytam Cię Aniu, o czas wolny, którego pewnie za wiele nie masz. Chodzisz na te kije?

Agata ty mnie tym zaraziłaś! Tak proszę Państwa, pierwszy raz nordic walking uprawiałam z bohaterką „Kobiety na zakręcie” przed kamerą. (śmiech) Czasami biorę kijki i idę pogadać z kimś, kto akurat przyjechał do nas na wieś w odwiedziny. Chodzimy wzdłuż Bugu. Jedne kijki juz wykończyłam.

Twoje marzenia?

Rzadko sobie marzę. Nie wiem, z czego to wynika. Na pewno nie z tego, że już wszystko mam. O! teraz marzę o dwóch tygodniach w ciepłym kraju, ale z dala od „turystyctwa”, na przykład w Czarnogórze, wszyscy razem: mama, tata, córka, syn.

Tego Ci życzę i dziękuję za przyjazd do Krakowa.

Agata Niemiec

Skorzystaj z poniższego formularza, aby skontaktować się z Nami






    Imię i nazwisko (wymagane)

    Adres email (wymagane)

    Temat

    Treść wiadomości