Kraków
+48 503 164 521, 12 444 77 29
biuro@imageline.pl

Anna Radwan–Gancarczyk na listopadowym „Porozmawiajmy o zdrowiu”.

26.11.2010 admin Wywiady

W szkole teatralnej ważyła o 20 kg więcej i stosowała drakońskie diety. Zagrała wiele wyjątkowych ról, ale najlepiej wspomina Damę Kameliową. Regularnie wykonuje badania profilaktyczne, choć nie zawsze była taka skrupulatna. W jej oczach widać radość i spełnienie. W zabieganiu i pośpiechu zawsze stara się znaleźć czas na rozmowę z bliskimi. To jedna z jej recept na zdrowie…

Ze znakomitą aktorką Anną Radwan rozmawia Agata Niemiec

Z tym pięknym głosem była Pani chyba skazana na karierę muzyczną…

Takie były zamiary moich rodziców, bo wywodzę się z muzycznej rodziny. Skończyło się jednak też nie tak całkiem daleko od muzyki. Biorę udział w wielu przedstawieniach, w których też trochę śpiewam.

A w którym momencie przyszła myśl o aktorstwie? Czy to było tak od samego początku, od dzieciństwa?

Szczerze? Już w przedszkolu ;)

A co robiło za mikrofon?

Ja uważałam wtedy, że nie potrzebuję mikrofonu. To jest bardzo miła przestrzeń moich wspomnień. Pamiętam, że na zakończenie pobytu przedszkolu śpiewałam piosenkę o szalonej Krakowiance. I niezwykle mi się to spodobało, bo miałam wtedy „swoje pięć minut”. Koledzy i koleżanki nie mogli robić nic innego poza patrzeniem na mnie i słuchaniem (uśmiech). I to był ten pierwszy moment, w którym stwierdziłam, że to musi być cudowne tak wychodzić na scenę i przez chwilę całkowicie koncentrować na sobie ludzki wzrok.

W wieku dziewięciu lat znalazła się Pani na deskach Teatru Starego…

Faktycznie. Poszukiwano dwóch dziewczynek, które miały zaśpiewać w przedstawieniu „Zbrodnia i kara” Macieja Prusa.

Spotykam Panią bardzo często w Expresie Kraków-Warszawa. Proszę mi powiedzieć, jak pracuje się w Krakowie, a jak w Warszawie. Czy tak jak w Expresie Kraków-Warszawa, jest to połączenie tych dwóch światów, czy bardzo wyraźnie rysuje się granica?

W Warszawie jest na pewno szybciej. Ja jednak staram się systematycznie obalać mit o wszelkich animozjach pomiędzy tymi miastami. Miasto to przecież ludzie, a ja miałam jakoś szczęście spotykać samych dobrych Warszawiaków i Warszawianki. Nie wiem jednak, czy umiałabym tam mieszkać na dłużej…czy znalazłabym tam swoje miejsce. Czuję się Krakowianką i to właśnie w tym mieście jest mi najlepiej. Mimo tego, że jest dużo spalin i mamy fatalne ciśnienie. Kraków to moje miejsce na ziemi.

Jakoś trudno dopatrzyć się czegokolwiek na Pani temat w gazetach plotkarskich… Czy to świadoma strategia?

O mnie jakoś nie zabiegają (śmiech)

Ale zaproszenia na bankiety pewnie przychodzą?

Nie! Ale wcale nie żałuję, bo jest przecież tak wiele ciekawych rzeczy do robienia poza bankietami. Czasami staram się to też powiedzieć moim koleżankom w Warszawie.

A teraz porozmawiajmy trochę o zdrowiu. Chciałabym trochę popytać o takie babskie sprawy. Jest Pani piękną, zadbaną kobietą. Czy ma Pani jakąś receptę na zdrowy, piękny wygląd?

Bardzo dziękuję za komplement, ale to wszystko dzięki mojej mamie. Geny! Problem dbania o zdrowie fizyczne czy psychiczne to jest temat rzeka. I wcale nie jest usprawiedliwieniem, że uprawiam zawód stresujący. Bo umówmy się, życie w ogóle jest stresujące. Nie mam jakiejś szczególnej recepty. Ale w tym całym pośpiechu i zabieganiu staram się znaleźć czas na rozmowę – z osobami bliskimi, z przyjaciółmi…
Z moją córką – szaloną szesnastolatką na przykład. Kiedy rozmawiamy chociaż na moment to roztrzepanie, ta bieganina myśli się zatrzymuje i po prostu jest mi dobrze. Więc właśnie to spotykanie się z wartościowymi osobami, znalezienie na to czasu, to jest właśnie najtrudniejszy i najprostszy sposób, żeby nam się dobrze zrobiło na sercu i w głowie.

Czy w kręgach artystycznych, w środowisku aktorskim rozmawiacie trochę na temat badań, zdrowia?

My naprawdę rozmawiamy na temat zdrowia i to nawet nie jest chwilowa moda. Choć być może jest to kwestia wieku. Mam 44 lata, nie ukrywam tego i możliwe, że na takie tematy przychodzi określony czas. Ja przeszłam przez etap bagatelizowania choćby badań okresowych. Zdarzało mi się chodzić do znajomego lekarza i po prostu podbijać książeczkę, bo taki był wymóg zakładu pracy. Ale to wszystko trwało do momentu bardzo konkretnego – kiedy zderzyłam się z chorobą bliskiej osoby, siedem lat temu. Jej już niestety z nami nie ma. Ona robiła dokładnie to samo, tak samo ignorowała badania. Wtedy zapaliło mi się światełko i zrozumiałam, jaką głupotę robiłam. Przecież dostajemy skierowania, a badania pozwalające zdiagnozować nawet bardzo poważne choroby nie są bolesne, inwazyjne ani czasochłonne. Nawet zwykłe badania okresowe – badanie krwi, prześwietlenie płuc czy krótki wywiad lekarski pozwalają nam zorientować się, czy wszystko jest dobrze i czy nie należy pogłębić diagnostyki.
Ale wracając do tematu – naprawdę rozmawiamy. Niestety czasami skłaniają nas do tego nieprzyjemne sytuacje. Na przykład dzisiaj dowiedziałam się o tym, że moja koleżanka ma raka piersi. Coraz częściej słyszymy o chorobach nowotworowych znajomych, a rak piersi wśród moich koleżanek jest naprawdę częstym schorzeniem.

Na krakowskie spotkania „Porozmawiajmy o zdrowiu” przybywają coraz częściej matki z córkami. Zresztą to fantastyczna sprawa, że jest takie miejsce, gdzie możemy przyjść razem w tym zabieganiu. Mamy nadzieję, że uda nam się to młodsze pokolenie także uczulić w kwestii badań profilaktycznych. Pani ma córkę. Proszę mi powiedzieć, czy rozmawiacie też na tematy zdrowotne? Czy stara się ją Pani przekonać do wykonywania badań?

Tak, staram się, rozmawiamy na ten temat. Jestem teraz zainteresowana testami na wirusa HPV i szczepionką.

A nie wyśmiałaby Pani córka, gdyby usłyszała: „Zbieraj się, idziemy na badania”?

Pewnie na początku by zaprotestowała i postawiła się. Taka jest natura młodych, że na początku jest „nie”, a dopiero potem jest myślenie i zastanowienie się. Ale myślę, że nie musiałabym używać jakiejś szczególnej perswazji, żadnych środków przekupstwa (uśmiech), żeby ją namówić na taką wyprawę.

A czy stoi Pani też na straży zdrowia męża?

Tak jak wszystkie Panie, zwracam uwagę przede wszystkim właśnie na zdrowie bliskich. Dbamy o to, żeby poszli do lekarza, wykupili receptę i zażyli lekarstwa. Często dopiero na samym końcu myślimy o sobie. Oczywiście nie chodzi o to, żeby myśleć tylko o sobie i całkowicie odwrócić te proporcje, ale żebyśmy też pomyślały o własnym zdrowiu.

Dużo kobiet myśli o sobie szczególnie intensywnie w czasie ciąży. Często się badamy, chodzimy do lekarza, niekiedy nawet zbyt często (uśmiech). A kiedy już urodzimy i wykarmimy nasze dzieci, to często znów zapominamy o wizytach u lekarza…

Dokładnie wiem, o czym Pani mówi. To zjawisko mnie też dotyczyło. Usłyszałam wtedy od lekarza: odważna Pani jest. Odważna? Otóż przez 10 lat nie robiłam cytologii. Łaska boska, że nic groźnego nie było w nie nie było, bo mogłoby być wtedy nieciekawie. Nawet nie miałam tej świadomości, jak ten czas szybko zleciał.

A teraz już regularnie, raz w roku?

Tak jest.

A co działa na Panią najmocniej i przekonuje do wykonywania badań? Drastyczny plakat, ciekawa ulotka, program w telewizji?

No niestety ja musiałam się zderzyć z przykładem z najbliższego otoczenia. Zachorowała onkologicznie jedna z najbliższych mi osób.
Poza tym sama zderzyłam się kiedyś z chorobą. Miałam taki epizod, na szczęście po kilku badaniach okazało się, że zmiana jest niezłośliwa. Ale pamiętam, jak bardzo się wtedy bałam, jak te wyobrażenia na mnie działały. Świat prawie walił się na głowę.

Czy sportowy styl życia jest Pani bliski?

Mój zawód jest właściwie takim sportem ekstremalnym.

Ale bardzo lubię jazdę na rowerze. Mam też psa i uwielbiam z nim spacerować. Niestety mam za mało czasu na więcej…

A gdyby nie było tej gonitwy? To co robiłaby Pani najchętniej w wolnym czasie?

Wtedy częściej bym pływała i jeździła na rowerze jeszcze więcej.

A jak radzi sobie Pani z grypą w tym okresie zimowym? Czy udaje się ominąć antybiotyki?

Ja mam to szczęście, że już od kilkunastu lat nie choruję na grypę. Omija mnie jakimś trafem. Jedyną przypadłością, która mnie dotyka, i która niestety wymaga antybiotyków, jest zapalenie górnych dróg oddechowych, głównie krtani. Ale raczej staram się antybiotyków unikać. Czasem się udaje.

A jakieś metody naturalne Pani stosuje?

Mogę polecić wywar, który działa oczyszczająco i odkażająco. Imbir (3 plasterki) zalewamy wodą i zagotowujemy. Potem ściągamy z ognia, wyciskamy cytrynę i dodajemy dużą łyżkę miodu. Poza działaniem rozgrzewającym jest też pyszny.

A stosowała Pani kiedyś jakąś dietę?

Tak. Gdy byłam w szkole teatralnej, było mnie o 20 kg więcej – na pierwszym roku przytyłam 18 kg. Ja nawet nie jadłam aż tak dużo, coś dziwnego stało się z moim organizmem. Możliwe, że wpływ na to miała zmiana trybu życia. Stosowałam różne metody, żeby schudnąć. Na przykład owijanie się folią i bieganie. Kompletnie nic nie pomagało. W którymś momencie machnęłam ręką i pomyślałam sobie: dobrze, nigdy nie zagram Barbary Radziwiłłówny. Do końca życia będę grała kucharki, role charakterystyczne i „okrągłe”. Z chwilą, kiedy odpuściłam, nagle unormowała się stopniowo moja waga. I tak zostało na szczęście. Ale…przymierzam się do diety Dukana i rzucenia papierosów.

Widzę na Pani twarzy szczęście. Więc tylko tak formalnie zapytam: Ma Pani poczucie spełnienia w życiu? Co je zapewnia?

Rodzina. Wiadomo, że bywa też trudno. Czasem coś nas rozczaruje, czasem coś podniesie do góry.

Jeszcze chciałam dodać, że realizuję się też jako nauczyciel. Już drugi rok uczę w krakowskiej PWST. Kontakt z młodymi ludźmi sprawia mi bardzo wielką przyjemność. Dostaję od nich bardzo wiele energii, studenci są bardzo inspirujący. Oni uczą mnie też organizacji i precyzyjnego nazywania pewnych czynności – bo ja często działam instynktownie, emocjonalnie i niekiedy bezwiednie. I to jest też bardzo miłe.

A jaką rolę zagraną przez siebie wspomina Pani najlepiej, która jest najważniejsza z perspektywy?

To rola filmowa – w Damie Kameliowej. Krytyka nie zachwyciła się szczególnie tym filmem, ale dla mnie jest wyjątkowy. To była moja pierwsza duża rola, a po drugie – dowiedziałam się w trakcie kręcenia, że jestem w ciąży (uśmiech).

Bez żadnych oporów mówi Pani o swoim wieku – ma Pani 44 lata. Czy ma Pani sposób, by zachować młodość? Czy w ogóle warto tak bardzo walczyć o jej zatrzymanie?

W sobie – tak. To znaczy ciekawość dziecka, otwartość i szczerość. Oczywiście, że życie w pewnym momencie nam funduje tak hamulec – stajemy się bardziej ostrożni i podejrzliwi. Jeśli natomiast chodzi o to zatrzymanie tej zewnętrznej młodości, to myślę, że to jest bardzo indywidualna sprawa. Mnie się podoba, że gdzieniegdzie mam zmarszczki i moja skóra nie jest już taka elastyczna.

Siedzę blisko i nic nie widzę (uśmiech). Czasem jak oglądamy swoje zdjęcia sprzed dziesięciu lat, to widzimy, że teraz jesteśmy znacznie piękniejsze. Jak to się dzieje?

Myślę, że nastawienie do życia. Wiemy, że niektóre sprawy należy odpuścić, że na nie nie wpłyniemy. Jesteśmy przecież coraz mądrzejsze, bardziej świadome.

Skorzystaj z poniższego formularza, aby skontaktować się z Nami






    Imię i nazwisko (wymagane)

    Adres email (wymagane)

    Temat

    Treść wiadomości